Musi być dobro, żeby mógł zadziałać strach…
Ebenezer Scrooge stał się, za sprawą Charlesa Dickensa, archetypiczną postacią skupiającą w sobie cały katalog ludzkich wad. Skąpstwo, egoizm, wyniosłość, nieczułość, zgryźliwość… Rzecz jasna, nie lubimy tego okropnego jegomościa, ale skoro dickensonowski dziewiętnastowieczny moralitet zupełnie się nie starzeje, a filmowi i teatralni reżyserzy ciągle czerpią natchnienie z „Opowieści wigilijnej”, musi być coś więcej w tej historii, niż tylko naiwna wiara, że czyste zło może zmienić się w ckliwe dobro.
Może w Ebenezerze każdy jednak odnajduje jakąś cząstkę swoich ułomności? Może potrzebujemy przestróg, że to my panujemy nad splotem naszych życiowych wydarzeń i przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość to nic innego, jak tylko obraz konsekwencji naszych decyzji? Czy ostatecznie będzie to obraz złowieszczy, czy radosny?
Zapewne żadnego z nas nie odwiedzą duchy nocy wigilijnej. Zbigniew Kulwicki, reżyserujący „Opowieść wigilijną” na scenie grudziądzkiego teatru, uważnie wpatruje się w psychologiczny portret Scrooge`a i chce w nim dostrzec jakieś dobro jeszcze przed „nawróceniem ze strachu”. Bo może strach nie byłby wystarczająco silny, gdyby w złej duszy nie mieszkało jednak dobro?