scenariusz i reżyseria: Andrzej Poniedzielski i Adam Opatowicz
asystent reżysera: Olga Adamska
scenografia: Jan Banucha
kierownictwo muzyczne: Jacek Skowroński
choreografia: Dorota Furman
przygotowanie wokalne: Anna Reńska
premiera: marzec 2007
„Stacyjka Zdrój” to sentymentalna wycieczka po twórczości Kabaretu Starszych Panów. Tytułowa stacyjka jest miejscem, które leży na granicy dwóch światów. Przybywają na nią podróżni – osobliwe indywidua – by wspominać dawne miłości i tęsknoty oraz by podjąć decyzję, co do celu dalszej podróży. Pomaga im w tym postać medium – w tej roli Andrzej Poniedzielski.
W spektaklu można usłyszeć m. in. piosenki: „Addio pomidory”, „Ty nie odmawiaj mi”, „Tanie dranie”, czy „Upiorny twist”. Spektakl zdobył dwie nagrody Bursztynowego Pierścienia: za reżyserię (Adam Opatowicz i Andrzej Poniedzielski) oraz dla najlepszego aktora (Olga Adamska w roli Hrabiny Hrrr).
Obsada:
Olga Adamska, Dorota Chrulska, Małgorzata Chryc-Filary, Iwona Faj, Małgorzata Iwańska, Katarzyna Sadowska, Adam Dzieciniak, Michał Janicki, Mirosław Kupiec, Adam Opatowicz, Marek Żerański,
Kwartet im. Czastuszkiewicza:
Wiesław Łągiewka, Jacek Piotrowski, Dariusz Majchrzak, Sławomir Kołakowski oraz Zbigniew Filary, Andrzej Poniedzielski
czas trwania: 2 godziny (jedna przerwa)
Recenzje:
(…)
„Stacyjka Zdrój” jest jak poczekalnia, na której postaci spotykają się, rozmawiają, rozwiewają wątpliwości lub też je pogłębiają. Jest miejscem „półtrwania”, odpowiednikiem czyśćca, w którym oczekuje się z nadzieją dalszej podróży ku szczęściu wiecznemu. Tu nie ma już odmierzania czasu (na co wskazuje zegar pozbawiony wskazówek). To spokojne miejsce – jakże dalekie od życiowego pędu i codziennej gonitwy – pozwala więc na zadumę, zastanowienie, przywołanie radosnych chwil przeszłości, tęsknot, a niekiedy także straconych szans życiowych.
Postacią, która sytuuje się w przedstawieniu na pozycję wiodącą jest Poeta Smutku – uczestnik i zarazem komentator zdarzeń (Andrzej Poniedzielski). Jego charakterystyczna rola zapada w pamięci widzów dzięki niezwykle trafnym komentarzom, pełnym inteligencji, błyskotliwości i czarnego humoru. Te niezwykłe skojarzenia, jakie artysta wypowiada z dystansu patrząc na przebieg akcji śmieszą, dziwią i zaskakują. Wśród bohaterów spektaklu jest też prawdziwa kobieta-fatalna, kochająca draki, prowokująca i kusząca mężczyzn swymi wdziękami. Jest i znudzona, dumna hrabina.
Obok nich cztery ciemne typy, czyli „tanie dranie” z piosenki „Kabaretu Starszych Panów” i ciekawa postać dziarskiego, pełnego wigoru strażaka- dogaszacza. Niezwykłą i niecodzienną atrakcję stanowią w dodatku niezapomniane przeboje „Kabaretu Starszych Panów” (m. in. „Taka gmina”, „Tanie dranie”, „Upiorny twist” czy „Herbatka”), które w wykonaniu aktorów Teatru Polskiego wcale nie tracą swego uroku. Jest i bliska sercu piosenka „O Kutno”, chyba najbardziej znana nam z interpretacji Grzegorza Turnaua. Przenoszą nas one w czasie, przywołują wspomnienia i koloryt dawnych lat…
Jest w tym spektaklu czas na refleksję. Stanowi on swego rodzaju zachętę do spojrzenia w głąb siebie, na swoje życie. Zdaje się w nim wybrzmiewać horacjańskie „carpe diem”. Skoro czeka nas nieuchronny koniec, powinno się zawczasu docenić różnobarwność świata i korzystać z jego uroków. Warto zatem wstąpić na tę „Stacyjkę Zdrój”, by móc z tego zdroju zaczerpnąć-przystanąć, zadumać się, rozważyć kierunek i cel życiowej podróży, póki nie jest za późno, póki zegar posiada wskazówki, a my jeszcze mamy czas…
W spektaklu tym, mówiąc najprościej, uczestniczy się z prawdziwą przyjemnością. Nie da się ukryć, że chwytają za serce te stare, urocze piosenki, w których zawarte są „wiara, nadzieja i miło”- a miło i iście pasjonująco oglądało się tak dobrze wyreżyserowany i zagrany spektakl. Przekonywać o tym nie trzeba – wystarczy przywołać słowa Ewy Podgajnej „Kabaret Starszych Panów wciąż jak balsam”.
Marta Winnicka
Dziennik Teatralny Szczecin
22 maja 2009
(…)
Uchyla się kurtyna, rozpoczyna się spektakl, a raczej słowno-muzyczny show. Ciemna scena, na której widać tylko dłonie w białych rękawiczkach, tańczące w rytmie ultrafioletowych świateł. Tajemniczy głos zaprasza do wizyty na Stacyjce, gdzie wszystko co wydawało się być realne, staje się fikcją, a fikcja przeradza się w rzeczywistość. Nagle na scenie zaczynają pojawiać się ludzie. Po ich zachowaniu i nerwowej krzątaninie można się domyśleć, że są to podróżni, który opuścili jeden pociąg i w biegu szukają następnego, żeby broń Boże się nie spóźnić. Jedyną spokojną osobą wydaje się być pracownik tejże stacji- w tej roli Michał Janicki. Tłumaczy on jednemu z zainteresowanych, że nie mają gdzie się spieszyć, ponieważ dotarli właśnie do kresu podróży, że wszyscy tak naprawdę jechali w tym samym kierunku, a punktem stycznym wszystkich tych osób była katastrofa kolejowa, co w konsekwencji zaowocowało… wysiadką na stacji, zwanej pieszczotliwie Stacyjką Zdrój. Zagmatwane? I bardzo dobrze. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Początkowo ludzie na Stacyjce nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co się stało (grupa muzyków, którym pokazuje się blond piękność, jest przekonana, że w końcu uśmiechnęło się do nich szczęście). Jednak im dłużej przybywają w tymże bycie/niebycie, tym bardziej zaczynają sobie zdawać sprawę z odrealnienia tego miejsca. Zdziwienie budzi zegar bez wskazówek, postaci wyjęte z najprzeróżniejszych epok i stanów, które żyją ze sobą w zgodzie, nie zauważając różnic. Przybysze zaczynają przyzwyczajać się do atmosfery panującej na tym swoistym rozdrożu, jakim dla nich jako laików jest Stacyjka Zdrój. Przez cały czas serwowane są widzom piosenki rodem z Kabaretu Starszych Panów, które wkomponowują się w przytaczane scenki, „obrazki z zaświatów”, mówiąc ściślej. Mamy tu więc „Addio pomidory”, „Tanie dranie”, „Kaziu- zakochaj się” i wiele, wiele innych utworów, które zawdzięczamy ekspresji Wasowskiego i pomysłowości Przybory.
Nie przytoczę tutaj konkretnej fabuły, albowiem takowej sztuka ta nie posiada. Nie wpływa to bynajmniej na negatywny odbiór spektaklu. „Stacyjka Zdrój” to chwytliwa hybryda musicalu i kabaretu, ujęta w teatralne konwencje i doprawiona szczyptą nostalgii za dawnymi czasami. Muzykalność przedstawienia wynika głównie z tego, że aktorzy na żywo odtwarzają repertuar Kabaretu, a teksty piosenek pełnią tu dwojaką rolę- czasami są podsumowaniem wypowiedzi postaci, innym razem zaś stanowią możliwość „wyrażenia niewyrażalnego”, kiedy to bohater chce nadać sobie odrobiny powabu, tajemniczości, sekretu… Wpływa to znacząco na subiektywny odbiór spektaklu przez poszczególnych widzów, ponieważ każdy wyniesie coś innego, coś tylko dla siebie.
(…)
Przed świadomym dotarciem na Stacyjkę Zdrój należy pozamykać swoje sprawy, pogodzić się z myślą, że to „podróż za jeden uśmiech” i tylko w jedną stronę. Tak naprawdę zależy od nas, czy nasza prywatna Stacyjka okaże się niebem, czy piekłem… Takie przesłanie wg mnie kryje się za tym spektaklem. Oczywiście każdy potraktuje go inaczej, sam dojdzie do istotnych dla siebie wniosków. Niech podsumowaniem moich słów będzie stare chińskie przysłowie, które ostatnio przypomniał mi mój znajomy: „Nawet popsuty zegar dwa razy na dobę wskazuje poprawną godzinę”.
Małgorzata Maciejewska
Dziennik Teatralny Szczecin
25 marca 2009