Karnety 260 zł – sprzedaż od 17 lutego.
Sprzedaż biletów od 28 lutego.
W roli Elżbiety: Krystyna Janda
Adaptacja i reżyseria: Magda Umer
Opracowanie i kierownictwo muzyczne: Janusz Bogacki
Producent wykonawczy: Alicja Przerazińska
Zespół w składzie:
Janusz Bogacki: fortepian
Tomasz Bogacki: gitara
Paweł Pańta: kontrabas
Bogdan Kulik: perkusja
Światło: Piotr Pawlik
Koncepcja scenograficzna: Magda Umer
Realizacja scenografii: Małgorzata Domańska
Montaż materiałów filmowych: Zofia Halwic
Realizacja dźwięku: Mirosław Bestecki
Realizacja światła: Paweł Szymczyk
Realizacja wideo: Piotr Buźniak
Czas trwania: 100 minut, bez przerwy
Data premiery: 4 czerwca 2010
Wg opowiadania Agnieszki Osieckiej
„Biała bluzka” oparta na opowiadaniu Agnieszki Osieckiej to opowieść o miłości niemożliwej, bo miłości do opozycjonisty. Historia kobiety niemogącej sobie poradzić ze sobą i z Polską lat stanu wojennego. Tytułowa biała bluzka była marzeniem i znakiem przystosowania do życia w kraju zakazów i nakazów, cenzury, opozycji, kartek na mięso, zaświadczeń z miejsca pracy, dowodów, stempelków, godziny policyjnej i więźniów politycznych. Kraju braku wolności, w którym ułańska fantazja podlewana alkoholem, miłość, przyjaźń i poczucie humoru pozwalały czuć smak życia. Z czasem spektakl stał się „kultowy”, był grany w całej Polsce. Przeglądała się w nim dorastająca młodzież, która uznała, że bohaterka Osieckiej mówi, myśli i czuje jak oni.
Powrót do tamtej opowieści oznacza przedstawienie datowane znów w tamtych czasach. Ale bohaterka – dziś dojrzała kobieta po przejściach – i interpretuje, i myśli odmiennie. To samo, ale w innym zabarwieniu, inaczej akcentując problemy. Spektakl opowiada także nowym pokoleniom, w sposób specyficzny dla Osieckiej, klimat i koloryt czasu minionego. W spektaklu emocje opowiadane są także przy pomocy dziesięciu najważniejszych piosenek Agnieszki Osieckiej. To spektakl muzyczny ilustrowany materiałami filmowymi.
Dziękujemy Panu Maciejowi Łysakowskiemu za udostępnienie materiałów archiwalnych.
Współproducentem spektaklu jest gdański festiwal SOLIDARITY OF ARTS.
Spektakl powstał dzięki dotacji Funduszu Popierania Twórczości Przy Stowarzyszeniu Autorów ZAiKS.
„Biała Bluzka” w Och-teatrze
Kamila Małocha, http://warszawa.naszemiasto.pl
Genialny monodram Krystyny Jandy. Spektakl jest zapisem nietypowej korespondencji Elżbiety i Krystyny. Elżbieta pojawia się na środku sceny, cała w czerni. Siedzi na kręconym krześle. Zadaje wiele pytań – o życie, sens, miłość. Toczy walkę sama ze sobą. Jakie refleksje wyłaniają się z jej rozważań?
Kim jest główna bohaterka? To kobieta głęboko nieszczęśliwa, która szuka własnego miejsca na świecie, ale żyje w systemie, który tłamsi indywidualność, narzuca wzory zachowań. Swoje rozgoryczenie tłumi alkoholem. Wiemy, że bohaterka nie miała łatwego życia – matka oddała ją do domu dziecka, w miłości też nie ma szczęścia. Nie odnajduje się w rzeczywistości w której żyje, nie chce zostać zaszufladkowana, zlać się ze społeczeństwem bez wyrazu. Nie rozumie, dlaczego musi się tłumaczyć, po co jej stemple i zaświadczenia.
Inaczej jest w przypadku Krystyny. To „drugie ja” Elżbiety. Poukładana, zorganizowana i podporządkowana zasadom. To ona zostawia Elżbiecie notatki. Właściwie jest to lista rzeczy do zrobienia. Elżbieta śmieje się z postawy Krystyny, mówi, że jest stempelkiem, jednym z wielu. Czasem nawet próbuje realizować zalecenia z listy, ale za każdym razem ponosi porażkę.
Elżbieta cały czas powtarza, że jutro włoży białą bluzkę i zacznie żyć jak inni ludzie. Wie, że musi wziąć się w garść, ale jak mówi „ja nie mam garści”. Dlaczego tak boi się tytułowej białej bluzki? Biała bluzka to znak przystosowania, zgoda na kartki na mięso, godzinę policyjną. Symbol kraju ludzi bez nadziei i bez wolności, gdzie jedyną odskocznią jest alkohol, ucieczka w świat emocji. „Taki czas na marnych ludzi” jak śpiewa aktorka doskonale oddaje rozgoryczenie autorki.
Współczesny spektakl, pochwała nonkonformizmu, próba odpowiedzi na pytanie, czym tak naprawdę jest wolność. Całość opowiedziana z przymrużeniem oka, publiczność doskonale się bawiła. Jednym słowem – aktorstwo na najwyższym poziomie, doskonała oprawa muzyczna i teksty Agnieszki Osieckiej, a przede wszystkim ważny, aktualny przekaz.
Wciągający spektakl na podstawie Osieckiej (Janda jest niesamowita). Stworzona przez Agnieszkę Osiecką bohaterka „Białej bluzki” jest zwyczajną młodą kobietą z epilogu PRL, bardziej widzem niż uczestnikiem zdarzeń. Kocha się wprawdzie w opozycjoniście, ale na co dzień zajmują ją najbardziej prozaiczne sprawy. Kartki, stempelki, zaświadczenia i desperackie próby zakotwiczenia się w chwiejnej rzeczywistości. Chciałaby się wziąć w garść, ale, jak sama przyzna, nie ma garści. Byłaby może w stanie dostosować się – ale do czego i do kogo? Prowadzi swe małe gry z rzeczywistością zdegradowaną, które w najlepszym wypadku kończą się remisem, choć częściej porażką. Czasem postępuje nieracjonalnie i nierozsądnie, ale jak można zachowywać się normalnie w nienormalnych czasach.
„Biała bluzka” w wykonaniu Krystyny Jandy miała premierę w 1987r. I odniosła niebywały sukces. Aktorka, decydując się na ponowne założenie białej bluzki, doskonale zdawała sobie sprawę, iż przyjdzie jej zmierzyć się z własną legendą. Mogła polec, ale wygrała, z pomocą reżyserującej przedstawienie (podobnie jak poprzednio) Magdy Umer.
Najkrótsza recenzja ze spektaklu w stołecznym Och-Teatrze mogłaby brzmieć: Janda jest niesamowita! Prawie dwie godziny sama na scenie i jeszcze na ekranach w wielkich zbliżeniach, żebyśmy lepiej widzieli, ile daje z siebie w każdym epizodzie. Kiedy zaś w finale, już po pierwszych oklaskach, staje przed orkiestrą i śpiewa „Historio, historio, ty żarłoczny micie, co dla ciebie znaczy jedno ludzkie życie?!”, nie mamy wątpliwości, że to nie żadna powtórka z rozrywki czy przeżyjmy to jeszcze raz, ale wciągający, współczesny spektakl.
Źródło: Polityka 25.2010 (2761) z dnia 19.06.2010; Kultura; s. 47
Szycie „Białej bluzki”
Jan Bończa-Szabłowski, „Rozmowy przy rondzie”, Rzeczpospolita, 10.03.1997r.
Agnieszka Osiecka rzadko pisała dla teatru. Zaledwie parę sztuk. Najbardziej znanymi są oczywiście „Niech no tylko zakwitną jabłonie”, „Apetyt na czereśnie” czy „Łotrzyce”. Wiele uznania przyniósł jej monodram „Biała bluzka” w reżyserii Magdy Umer i wykonaniu Krystyny Jandy.
– Napisałam „Białą bluzkę” tuż po stanie wojennym. I nie przypuszczałam, że ktoś zrobi z tego sztukę teatralną. To było duże opowiadanie, czy może raczej mała powieść ujęta w formie listów.
Bohaterką była dziewczyna półchora psychicznie, półśmieszna, półzabawna, półtragiczna. Uwikłana w nieszczęśliwą miłość i niedole stanu wojennego. Z jednej strony szalona pijaczka, wariatka ze słońcem we włosach, a z drugiej znakomicie ułożona pedantka. Bohaterka „Białej bluzki” była mieszaniną wielu postaci. Wyposażyłam ją także w moje cechy: jakąś mieszaninę szaleństwa i pedanterii, poczucia humoru i tragizmu. Nadałam jej też cechy właściwe ludziom chorym. Wykorzystałam tu swoją wiedzę na temat pewnych obsesji i rozdwojenia jaźni itp., itd. Osadziłam to w typowych realiach stanu wojennego.
Wyobrażałam sobie, że taki temat może bardziej nadawać się do czytania niż na scenę. I właściwie nigdy nikomu nie proponowałam adaptacji teatralnej. Pierwsza zwróciła mi uwagę na pewne walory teatralne tego tekstu moja dawna koleżanka Katarzyna Radecka, która zamierzała to przenieść na scenę, i zaproponowała, by w postać bohaterki wcieliła się młoda aktorka Teatru Studio. Ten projekt jednak upadł, ponieważ wytypowana aktorka, co nie tylko w tym zawodzie, ale i życiu dość rzadko się zdarza – okazała się osobą niezwykle skromną. Po zapoznaniu się ze scenariuszem powiedziała bowiem, że to zadanie przekracza jej możliwości i tej roli po prostu nie udźwignie. Projekt upadł.
Potem „Białą bluzkę” przeczytała Magda Umer i również oznajmiła, że chętnie by to przeniosła na scenę. Uważała, że należałoby włączyć tam kilka piosenek i od początku była przekonana, że powinna to zagrać Krystyna Janda. To, że Magda Umer chciała „Białą bluzkę” przenieść na scenę, sprawiło mi ogromną przyjemność. Miałam jednak wątpliwość, czy główną rolę powinna zagrać Krysia Janda. Moją bohaterkę widziałam przecież jako osobę przegraną, nieszczęśliwą, raczej brzydką, a Janda jest tego całkowitym zaprzeczeniem. Jest kobietą piękną, wspaniałą i zawsze zwycięską. Kobietą sukcesu w najlepszym tego słowa znaczeniu. O cudownych zębach, przepięknych nogach, wydawało mi się, że nikt z publiczności nie uwierzy, że moja bohaterka w wykonaniu Jandy jest kobietą tak głęboko nieszczęśliwą.
Moja próżność była jednak tak pogłaskana, że się oczywiście z rozkoszą zgodziłam. Potem obserwowałam, jak panie pracowały i muszę przyznać, że nikomu tego nie życzę, bo pracowały jak dwie krawcowe w furii. Moje drogie przyjaciółki wyszły od detalu i tkały to przedstawienie szczegół po szczególe. Jak taka krawcowa, którą pamiętam z lat dzieciństwa, która nie robiła rysunku, tylko wkładała materiał na człowieka i szyła na nim rękaw po rękawie, falbankę po falbance. W efekcie powstało przedstawienie, z którego jako autorka byłam bardzo zadowolona.
Ten spektakl dużo jeździł po Polsce i wiązały się z nim różne przygody. We Wrocławiu miałyśmy takie przyjęcie, że aż milicja nas pilnowała. Były dziewczyny, które jeździły za Krysią po całej Polsce i mówiły, że spektakl jest o nich.
…………………………………………
W numerze 13 tygodnika „Tak i Nie”, z 27.03.1987r., Krzysztof Karwat, opisując VIII PPA w artykule „Gwiazdozbior” tak oto pisał o spektaklu:
WYDARZENIE
Krystyna Janda powaliła wszystkich na kolana. Niewielu właściwie wiedziało, co to będzie. Wprawdzie formula festiwalu pozostaje otwarta, to jednak przyzwyczailiśmy się do tego, że występy pojedynczych aktorów sprowadzają się do recitali autorskich, starannie przygotowanych, bo – takie odniosłem wrażenie – wzajemnie wobec siebie konkurencyjnych. To było wyraźne: gwiazdy uczyniły wszystko, by wypaść jak najkorzystniej, zdając sobie sprawą, że ich występy będą porównywane przez wymagającą publiczność wrocławską. Myślę, że właśnie owa zrodzona sama z siebie rywalizacja nadała przeglądowi taką wysoką rangę.
W tych „wyścigach“, jak już powiedziałem Janda zaskoczyła wszystkich. Pokazała 1,5 –godzinny spektakl, w którym piosenki Agnieszki Osieckiej (znane skądinąd z innych wykonań) stanowią immanentna cząstkę toczonego na scenie monologu. No właśnie – czy monologu? „Biała bluzka“, opowiadanie Osieckiej świetnie zaadaptowane i wyreżyserowane przez Magdę Umer, pokazuje młodą zagubioną kobietę, której kolejne zwierzenia prowokowane są przez dobywający się spoza sceny głos kobiety. Zrazu niejasny jest status tej drugiej „osoby“, nieustannie przypominającej Elżbiecie, że trzeba pobrać w urzędzie kartki na mięso, zdobyć zaświadczenie o ostatnim miejscu pracy, uporządkować życie, w ogóle wziąć się w garść. W miarę upływu czasu rozumiemy, że ten dialog toczy się wewnątrz bohaterki – dziewczyny nieprzystosowanej do brutalnych praw, jakimi rządzi się rzeczywistość, żałośnie przy tym głupiej, niczego nie rozumiejącej z tego, co dzieje się wokół niej. Jest rok 1982, może 83. Świat boleśnie „zmienia skórę“, wydarzenia społeczne są jednak tylko nic nie znaczącym tłem do jej , Elżbiety, dramatu życia.
Janda szarpie emocjami widzów w sposób niesamowity. Kompromituje bohaterkę, obnaża jej zniewalający kretynizm, by w sekundę odmienić nastrój – cała linia interpretacyjna idzie bowiem w tym kierunku, by tę kobietę wybronić, uznać jej niepohamowaną żądzę życia, szaleńczą wyobraźnię i ekspansywność, jej wrażliwość.
„Biała bluzka” to w rzeczywistości wstrząsająca opowieść o samotności, której nie można pokonać.
Nie widziałem jeszcze tak wykonanego monodramu. Myślę, że nie bylem jedynym widzem, który doszedł do takiego wniosku. Stąd nie milknące oklaski, które zwieńczyły to niezwykle przedstawienie, oklaski przerodzone w niesamowity aplauz, jakiego w teatrze na co dzień nie uświadczysz. (…)