Autorem Czego nie widać („Noises off”) jest współczesny dramaturg i powieściopisarz angielski Michael Frayn (ur.1933). Londyńczyk, absolwent filozofii w Cambridge. Wcześnie zdobył uznanie krytyków i publiczności. Farsa „Czego nie widać” okazała się sukcesem, od prapremiery na West Endzie w 1982 roku niezmiennie cieszy się powodzeniem.
Jest to opowieść o artystycznych wysiłkach ratowania wystawianego spektaklu przed katastrofą. Trwają przygotowania prowincjonalnej trupy aktorskiej do wystawienia fikcyjnego przedstawienia pt. „Co widać”. Wkrótce premiera a na scenie panuje chaos. Nieporozumienia piętrzą się, problemy bohaterów narastają. Pochłonięci sprawami codziennymi próbują odnaleźć się w scenicznej rzeczywistości. Im dłużej trwa praca całego zespołu tym więcej konfliktów. Co się będzie działo podczas premiery? Za kulisami i w garderobie gęstnieją emocje, a przecież spektakl musi się odbyć.
„Czego nie widać” to widowisko dynamiczne. Mobilna scenografia odsłaniająca widzom kulisy i garderobę, ciekawe kostiumy, wielowymiarowe postaci stworzone przez aktorów z mistrzowskim kunsztem. I brytyjski humor, który – jak mówi reżyser przedstawienia Maciej Wojtyszko – „ociekający powściągliwą ironią zdecydowanie więcej wybacza. To sytuacje są złe, a człowiek dobry.”
To jest farsa. To jest teatr. To jest życie.
Czas: 145 min 1 przerwa
Tłumaczenie: Karol Jakubowicz i Małgorzata Semil
Reżyseria: Maciej Wojtyszko
Scenografia/ kostiumy: Justyna Łagowska
Muzyka: Bolesław Rawski
Reżyseria świateł: Marek Oleniacz
As. scenografa: Agata Stańczyk
As. reżysera/ inspicjent/ sufler:Joanna Jaworska
Nagranie muzyki: Jacek Królik, Adam Niedzielin, Piotr Nowak, Marek Olma, Grzegorz Piętak, Bolesław Rawski, Robert Szczerba, Janusz Witko.
Obsada:
Dotty Otley: Urszula Grabowska/Anna Rokita
Lloyd Dallas: Jakub Bohosiewicz/ Dariusz Starczewski
Garry Lejeune: Adam Szarek/ Maurycy Popiel
Brook Ashton: Ewelina Starejki/ Karolina Chapko
Poppy Norton-Taylor/Brook Ashton: Kamila Pieńkos
Poppy Norton-Taylor: Anna Branny
Frederick Fellowes: Marek Bogucki/ Wojciech Leonowicz
Belinda Blair: Małgorzata Piskorz/ Magdalena Walach
Tim Allgood: Przemysław Branny/ Przemysław Redkowski
Selsdon Mowbray: Michał Kościuk/ Paweł Sanakiewicz
Maciej Wojtyszko, reżyser teatralny i filmowy, pisarz, autor sztuk, urodził się w 1946 w Warszawie. Jest absolwentem Wydziału Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi (1972). Jeden z najbardziej popularnych polskich twórców, mający na koncie ponad kilkadziesiąt realizacji, począwszy od teatralnych spektakli według Thomasa Bernharda, Sławomira Mrożka i Witolda Gombrowicza, poprzez przedstawienia dla dzieci, a skończywszy na telewizyjnym sitcomie Miodowe lata.
Jako reżysera Wojtyszkę interesuje przede wszystkim literatura sceniczna, głównie dwudziestowieczna, której wyróżnikiem jest m.in. inteligentny humor. Takie są też najbardziej znane przedstawienia reżysera przygotowane w teatrze: Ławeczka Aleksandra Gelmana (Teatr Powszechny w Warszawie, 1986), Tamara Johna Krizanca (Teatr Studio w Warszawie, 1990), Shirley Valentine Willy’ego Russela, wielki przebój z Krystyną Jandą (Teatr Powszechny w Warszawie, 1990). Jedną z jego najciekawszych inscenizacji jest Garderobiany Ronalda Harwooda z wrocławskiego Teatru Polskiego (1990).
Maciej Wojtyszko jest także dramatopisarzem, autorem kilkunastu sztuk teatralnych. Do jego najbardziej znanych dramatów należą: Semiramida (prapremiera w Teatrze Współczesnym w Warszawie, reż. Erwin Axer, 1996), Wznowienie (Teatr Stary, Kraków, 1995), Żelazna konstrukcja (prapremiera w Teatrze Powszechnym w Warszawie w reżyserii autora, 1998) oraz Bułhakow (prapremiera w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie w reżyserii autora, 2002). Spektakl zrealizowany na scenie Teatru im. Słowackiego został później zarejestrowany dla telewizji (2009).
W dorobku Wojtyszko ma także liczne spektakle dla młodych widzów. Do wielu przedstawień dla dzieci i młodzieży przygotowywał scenariusze i pisał teksty piosenek. Jest autorem znanych książek dla dzieci, m.in. Bromba i inni, Saga rodu Klaptunów, Tajemnica szyfru Marabuta.
Ponadto Maciej Wojtyszko reżyserował popularny sitcom Miodowe lata (1998-2003), który – w przeciwieństwie do innych tego typu telewizyjnych produkcji – nagrywany był na teatralnej scenie z udziałem publiczności. Poza tym Wojtyszko był reżyserem wielu innych telewizyjnych seriali, m.in. Miasteczka (2000-2001), Pensjonatu pod Różą (2004-2006) i Doręczyciela (2008). Jest też reżyserem filmów fabularnych Synteza, Tajemnica szyfru Marabuta, Święty interes i Ogród Luizy.
Przez lata zdobył kilkadziesiąt nagród i odznaczeń teatralnych i filmowych. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2003) i Krzyżem Oficerskim Odrodzenia Polski (2011), jest także Kawalerem Orderu Uśmiechu.
Recenzje:
Joanna Marcinkowska „Konstruktywny chaos”
„Dziennik Teatralny Kraków”, 21 lipca 2018:
„Spektakl jest dopracowany pod każdym względem: mobilna scenografia (możemy ją oglądać z dwóch stron po zmianie) oraz świetne kostiumy Justyny Łagowskiej to duży atut. Mamy dzięki temu zarówno wnętrze „mieszkania”, jak i jego rewers – czyli kulisy. Scenografia charakteryzuje się dużą ilością drzwi, czyli mamy tu wiele opcji wejść i wyjść. Jednak ani razu nie zdarza się, żeby aktorzy zderzyli się w drzwiach czy nieświadomie potknęli o rekwizyt, a szybkość akcji mogłaby to spowodować.
Widowisko jest niemałym wyzwaniem dla aktorów, ponieważ zaczyna się mocno, akcja jest gęsta i taka pozostaje do końca. Gra tu rolę nie tylko jej szybkość, ale i intensywność: sceny następują jedna po drugiej, atmosfera z każdą chwilą się zagęszcza, sytuacje się na siebie nakładają. Wielkie brawa należą się tu wszystkim aktorom, ponieważ stworzyli nie tylko wielowymiarowe postaci „z krwi i kości”, ale też zdołali opanować cały ten sceniczny chaos.
„Czego nie widać” to spektakl niezwykle „techniczny” pod względem wykonania i skomplikowany, jeśli chodzi o rozbudowaną przestrzeń. Śmiejemy się tu prawie cały czas, bo komedia omyłek nie ma końca. Warto zwrócić jednak uwagę na to, ile pracy musieli w ten spektakl włożyć aktorzy. Ilość wejść, wyjść, rekwizytów do wniesienia na scenę czy zabrania z niej – to wszystko trzeba przecież spamiętać. Oglądamy ten sam spektakl trzykrotnie (mamy teatr w teatrze): podczas próby, zza kulis oraz z klasycznej perspektywy widza. Najbliższa pierwowzoru jest pierwsza wersja, następne to właściwie próby jej powtórzenia. Każda wersja jest inna, ale niezależnie od tego – tak samo śmieszna. Aktor musi być tu nadzwyczaj czujny: to wyzwanie. Widz ogląda natomiast przedstawienie ze łzami w oczach – jednak są to łzy szczerego śmiechu.”
Krzysztof Orzechowski „(…rozpad jest piramidalny…)”
„Dziennik Teatralny”, 16 września 2017:
„Po moim spektaklu, sprzed laty, pozostały sardynki i kaktus, a z obsady aktorskiej Przemysław Branny (w tej samej roli Tima!). W krakowskim Teatrze Bagatela Maciej Wojtyszko wystawił „Czego nie widać” Michaela Frayna. W 1998 roku, na tej samej scenie, odbyła się premiera „Czego nie widać” w mojej reżyserii. Wczoraj usiadłem na widowni i pogrążyłem się w nostalgicznych refleksjach.
19 lat to dużo i mało zarazem. Kaktus gra (wiadomo – roślina odporna na czas i warunki), sardynki grają (jak ci rekwizytorzy je przechowali!?), Przemysław Branny gra (dojrzał jak dobre wino)! Upływ czasu okazał się najbardziej bezlitosny dla mnie, ale i dla teatru, który Frayn przewrotnie pokazał w swojej sztuce. W 1982 roku ów angielski dramaturg, prozaik i dziennikarz napisał niegłupią farsę o tym jak łatwo może rozpaść się teatralna konstrukcja przedstawienia pod wpływem najprzeróżniejszych okoliczności i jakie wysiłki podejmują aktorzy, żeby publiczność nie zorientowała się, że coś idzie nie tak. Aż do trzeciego aktu sztuki, kiedy katastrofa staje się tak oczywista, że niczego już nie można uratować. Niewątpliwa środowiskowa satyra została napisana z miłością – tyle, że do innego teatru, niż ten, z którym przychodzi nam dzisiaj obcować. Słowem, u Frayna kontrapunktem dla rozpadu formy był obowiązujący wówczas literacki i estetyczny porządek (zwłaszcza w teatrze angielskim). Autor pokazał jak trudną profesją jest teatr, ile wymaga, poświęceń, uwagi, kondycji, skupienia i że artyści są jak dzieci specjalnej troski – trzeba ich kochać.
Dzisiaj popękana rzeczywistość serwuje nam często przedstawienia, w których chaos jest z góry zaprogramowany, forma rozbita, króluje postdramatyczność, performans i improwizacja, celowo złamane zostają dawne reguły konstrukcji widowiska, bo wszystko wolno. Co zatem sztuka Frayna ma dzisiaj odbijać? Pozostało krzywe zwierciadło, ale obiekt, który miał być w nim satyrycznie pokazany sam stał się niewyraźny, rozmyty i bałaganiarski. Powie ktoś: „ależ to prorocze, tamten teatr był tak dalece bez sensu, że musiał zostać unicestwiony!”). Nie do końca się z tym zgadzam. Dla mnie pozostaje III akt, który można potraktować nieprzemijająco metaforycznie: rozpad jest tak piramidalny, że już właściwie wszystko jedno.
„Czego nie widać” (jak każda dobrze napisana farsa) jest nadal wielkim wyzwaniem dla twórców i aktorów. Bo żeby ją dobrze zagrać (zwłaszcza w I i II akcie) trzeba wznieść się na wyżyny profesjonalnego kunsztu i niebywałej fizycznej sprawności. Z tego zadania zespół Teatru Bagatela wychodzi zwycięsko. Sukces odnoszą także twórcy: i Wojtyszko (reżyseria), i Łagowska (scenografia), i Rawski (muzyka). Brawo!”
Monika Sobieraj „Sardynkowy zawrót głowy”
„Dziennik Teatralny”, 6 listopada 2017:
„Oczywiście kwestia tekstu, ale widać tu precyzyjną pracę reżysera, stuprocentowe zaangażowanie aktorów, w końcu nieprzewidywalne i nieznane od początku zakończenie.
(…) Można powiedzieć, że to taka sztuka biegana – bohaterowie ciągle przebiegają, drzwi się zamykają i otwierają, pozorny chaos i rozgardiasz tak naprawdę jest niezwykle szczegółowo przemyślanym i zaplanowanym skrupulatnie w czasie ruchem scenicznym.
A skoro już o tym, to trzeba podkreślić olbrzymie znaczenie scenografii, która stanowi oś sztuki. W pierwszej części spektaklu widzimy przód sceny i rozgrywającą się próbę próby generalnej, w drugiej zaś scenografia obraca się o 180 stopni i oczom widzów ukazuje się garderoba i zdarzenia rozgrywane za sceną, zaś na monitorze telewizora możemy obserwować rozgrywaną premierę przygotowywanego usilnie przez reżysera Lloyda spektaklu. Fabuła niby prosta – próba generalna i premiera spektaklu – sardynki wynieść, sardynki przynieść, aczkolwiek nie jest ona prosta na poziomie emocji, interakcji międzyludzkich, dlatego oprócz tego, że bawi, to wymusza refleksje i przemyślenia.
(…) Sztuka charakteryzuje się niezwykłym dynamizmem, ciągłe zmiany powodują eliminację odczucia nudy, ale widz też nie jest zmęczony ani przytłoczony tym pędem. Idealny balans. Odpowiednie proporcje zachodzą również w przypadku spektaklu rozgrywanego na scenie i za sceną, w pierwszym przypadku dominuje spektakl fikcji, w drugim – spektakl sieci powiązań między aktorami w sferze prywatnej. Zdarzenia prowadzą do nieuniknionej katastrofy scenicznej i „garderobianej”, a jej katalizatorem jest osoba reżysera, zwodząca dwie kobiety. Z czasem trójkąt staje się niewygodny i komplikuje do granic możliwości. Nie ma złudzeń co do tego, że nie odbije się to na premierze spektaklu i…stosunkach między aktorami. Z chaosu zaplanowanego rodzi się chaos, nad którym już zapanować się nie da i okazuje się, że już nie ma czego ratować, jeśli o premierę chodzi, ale paradoksalnie publiczność (ta fikcyjna) przyjmuje tę farsę pomyłek jako efekt zamierzony i słychać w tle brawa.
Konwencja teatru w teatrze jest niezwykle popularnym zabiegiem ostatnich lat, ale „Czego nie widać” idzie o wiele dalej, ukazując kulisy, garderobę i…wnętrza aktorów. Tekst, scenografia, kunszt aktorski przede wszystkim w postaci świetnej kondycji czynią z tego tekstu chyba najbardziej udaną premierę tego sezonu teatralnego. Brawo!”
Gorączka teatru – rozmowa z Maciejem Wojtyszką, reżyserem „Czego nie widać”
– Za co pan lubi „Czego nie widać”?
– W „Wieczorze kuglarzy” Ingmara Bergmana jest taki dialog. Cyrkowiec pyta aktora: „Dlaczego ty jesteś ważniejszy ode mnie?” Na to słyszy: „Ty ryzykujesz tylko życie. Ja ryzykuję uczucia”.
Wielką przyjemnością jest robić spektakl, którego tematem jest teatr i jego gorączka.
Zrozumienie i pokazanie przygody, jaką jest proces tworzenia spektaklu, daje mnóstwo radości. Osoby stojące obok mogą powiedzieć: „O, jaką pan ma ciężką pracę!”. A to przecież piękna robota. Bo najciekawsze w sztukach o teatrze jest to, że aktorzy wiedzą znacznie więcej od reżyserów. Nie trzeba robić zbyt wielu uwag, bo zespoły aktorskie „ryzykują uczucia” każdego dnia.
Widz po obejrzeniu „Czego nie widać” ma szansę inaczej spojrzeć na pracę aktora. Właśnie za to lubię ten tekst, który jest przecież przykładem klasycznej super-farsy. Pod płaszczykiem niezwykle dowcipnej i atrakcyjnej zabawy został opisany specyficzny, czasami magiczny, a niekiedy małoduszny świat teatru i jego ludzi.
Wprawdzie aktorzy grają komedię, ale ich emocje są prawdziwe. To może być źródłem śmiechu, ale także refleksji i smutku.
– „Czego nie widać” grają teatry pod każdą szerokością geograficzną.
– Nie bez powodu. To sztuka, która poprzez poziom komplikacji stanowi prawdziwe wyzwanie . I nie ma tutaj najmniejszego znaczenie jej gatunek – farsa. Stanowi wyborny materiał do grania i reżyserowania, bo „Czego nie widać” jest niezwykle trudną partyturą sceniczną. Poza samym wyzwaniem aktorskim zagranie tego utworu wymaga od twórców niezłej kondycji fizycznej. Zupełnie jak udział w maratonie.
Mogę powiedzieć, że praca nad tym przedstawieniem była bardzo ciężka, ale bywała też świetną zabawą. „Męczyliśmy się” do momentu osiągnięcia niezbędnego w tym spektaklu tempa i sprawności. Mam nadzieję, że uda się ten efekt powtarzać.
Poza tym zdarzało się, że w trakcie wielokrotnych przebiegów i powtórzeń kolejnych scen znajdowaliśmy jeszcze jakieś dodatkowe znaczenia i smaczki, na które wcześniej nie zwróciliśmy uwagi. Okazywało się, że jest znacznie głębiej, niż przypuszczaliśmy.
– Lektura scenariusza tej farsy wymaga sporego skupienia. Łatwo się zgubić. A pan w trakcie pracy miał przed sobą jeszcze dodatkowe wyzwanie: przygotowanie podwójnej obsady.
– Pracowałem równolegle ze wszystkimi aktorami. Koledzy sobie pomagali wymieniając się uwagami. To ekipa wyjątkowo zgodnie współpracująca. Nasze „Czego nie widać” jest pełne sytuacji, pomysłów i relacji, które nabudowywały się – poza scenariuszem – w trakcie prób. Aktorzy nawzajem czerpali ze swoich przemyśleń, odkryć i rozwiązań scenicznych.
– Może dlatego ten tekst jest uznawany za najlepszą farsę na świecie?
– Pisząc tę sztukę autor nie bagatelizował wzajemnych relacji i silnych emocji pomiędzy postaciami scenicznymi. To są żywi ludzie, którzy dopiero poprzez kontekst sytuacyjny stają się zabawni i groteskowi.
Trzeba dodać, że Michael Frayn już po premierze „Noises off” (1982) wiele razy modernizował swój tekst, co zresztą jest bardzo charakterystyczne dla pracy brytyjskich dramatopisarzy. (Po konfrontacjach sztuk z publicznością szlifują pierwotne scenariusze. Tak robił Frayn z „Czego nie widać”, tak też – między innymi – czynił Cooney ze słynnym „Maydayem”.) Anglik Michael Frayn wyszedł z najlepszej na świecie szkoły komediopisarskiej. Wychowany na „zachodnim” poczuciu humoru, do maestrii doprowadził żonglowanie nim.
– A cóż to takiego „zachodnie poczucie humoru”?
– Są dwa rodzaje poczucia humoru: „zachodnie” i „wschodnie”. (To oczywiście mój prywatny, żartobliwy podział.) We „wschodnim”, bardzo pięknym, zjadliwym, satyrycznym – słowem: gogolowskim – ludzie są zwyczajnie źli, bowiem zwykle „wschodni” bohaterowie mają dusze czarne jak noc.
Brytyjski humor, ociekający powściągliwą ironią, zdecydowanie więcej wybacza. To sytuacje są złe, a człowiek dobry. Jak u Dickensa. I tutaj można przywołać Cooneya i jego „Mayday”, którego głównym bohaterem jest bigamista. Bigamista! Powtarzam! A przecież wszyscy go lubią i kibicują, żeby udało mu się wybrnąć z jakże mało komfortowej sytuacji.
Bohaterowie „Czego nie widać” mają wady, są ułomni i śmieszni, bywają małostkowi, ale da się ich polubić. Reasumując, brytyjskie poczucie humoru, inaczej mówiąc „zachodnie”, zakłada, że to nie człowiek jest głupi, tylko znalazł się w głupiej lub złej sytuacji.
– Za „zachodnim” poczuciem humoru idzie „zachodnia” umiejętność pisania lekkich rzeczy?
– Anglicy piszą sztuki z ogromnym wyczuciem rzemiosła, które, opanowywane przez lata praktyki, urosło do rangi mistrzostwa. Rzetelne i mało romantyczne rzemiosło bywa podstawą ich dramaturgicznych sukcesów. Z tej szkoły wyszedł na przykład Charlie Chaplin. Proporcje natchnienia i nakładu pracy są tu nieco inne niż w przypadku teatru improwizowanego.
– A wasze próby nie mogłyby stać się kanwą dla jakiejś polskiej komedii?
Nasza wspaniała inspicjentka, pani Joanna Jaworska, robiła rozmaite notatki. Może na ich podstawie któregoś dnia przedstawimy widzom akt czwarty: „Czego Państwo się nawet nie domyślają”. Tylko dla wybranych widzów.
/rozmawiała Magdalena Furdyna/